jeszcze ocieplamy ;p
trochę to trwa, bo praktycznie sam mąż robi to oceplenie z zewnątrz, jedynie popołudniami i w weekendy!
dlatego nie wiem czy się śmiać, czy płakać, jak pisałam 2 wpisy wcześniej o nierdzielnych rodzinnych pracach, gratulowaliście nam rodziny, a ja miałam na myśli męża, mnie i dzieciaczki, co wiadomo maluchy nie za dużo pomogły, najważniejsze, że Mati zajął się chwilkę Mileną i woził ją po chodniku! a tak to wszystko sami :( dziś na szczęście był wujek, to chociaż jak robili na rusztowaniu to było łatwiej, bo jeden był na dole i podawał temu co na górze!
wczoraj miała przyjechać teściowa do dzieciaków, źebym pojechała z mężem na budowe, to się kobita wzięła i rozchorowała-wiem, że choroba nie wybiera, ale we mnie wczoraj już coś pękło i musiałam się wyryczeć :( jeszcze najgorsze jest to, że w pracy na razie muszę być, a nie węzmę wolnego, żeby teściowa mogła się do końca wykurować i już się martwię, że jak jutro przyjedzie opiekować się Mileną, to ją zarazi :/ jak się wali, to na całego :/
ale już nie smęcę i dodam fotki z postępów: mąż do końca w ciągu tygodnia zrobił tą brakującą część nad bramą garażową, na ścianie bocznej od strony garażu , nad drzwiami tylnymi do garażu i do połowy no zgięcia do salonu, a dziś z wujkiem dokończyli do góry (niestety maż nie cyknął dokończonego frontu i boku)
na tym zdjęciu poniżej widać boczną ścianę, ze jest zrobiona-to dowód na to, że nie kłamię ;)
pozdrawiam i dpokojnego przyszłego tygodnia życzę, bo u mnie będzie ostro, bo mam kontrol w pracy :/
buziaczki :*